„Ludzie, trzymajcie się…”, czyli katastrofa autobusu w Gdańsku – Kokoszkach

Historia transportu publicznego to nie tylko tabor oraz linie, na których się pojawia. Katastrofy i wypadki są, niestety, jego nieodłączną częścią. Dzisiejszym artykułem chciałbym rozpocząć serię opisującą te tragiczne wydarzenia. Zaczniemy ją od wypadku, który wydarzył się 30 lat temu. Była to katastrofa przepełnionego Autosana H9-21 w Kokoszkach, jadącego z Zaworów do Gdańska.

Był 2 maja 1994 roku. Wprawdzie był to normalny dzień roboczy, ale gdański PKS kursował według sobotniego rozkładu jazdy. Wiele osób wzięło urlopy, a że pogoda była ładna, sporo mieszkańców Gdańska pojechało odpocząć nad jezioro Kłodno, znajdujące się między Kartuzami a Zaworami.

Tego dnia popołudniową zmianę obejmował 39-letni wówczas Jerzy Marczyński. Autobusy prowadził od 18 lat. Jego pojazdem w tym dniu był Autosan H9-21 nr rejestracyjny GAG 5127. Ten konkretny egzemplarz wyprodukowano w 1983 roku. Pod koniec 1993 roku przeszedł kapitalny remont.

Zmiana Marczyńskiego w tym dniu liczyła jedną parę kursów – z Gdańska przez Kartuzy do Zaworów i z powrotem. Znad jeziora Kłodno autobus ruszył o 17:50 i już tam obłożenie tego kursu było duże. W Kartuzach na stosunkowo małego Autosana czekał prawdziwy tłum. Dlatego też Marczyński planował nikogo więcej nie zabierać – i tak jego autobus był już przepełniony. Niemniej ludzie – jak to ludzie. Na przystanku w Żukowie były prośby typu „Bądź pan człowiek, zabierz nas!”. Dlatego stamtąd zabrał jeszcze dwie osoby. To samo spotkało go na przystanku w Leźnie – Marczyński zabrał jeszcze 8 osób. Wóz konstrukcyjnie mogący zabrać 52 osoby wiózł ich aż 75. To była wówczas przykra norma na liniach podmiejskich. Jak tragiczna – pasażerowie tego kursu mieli się przekonać już niebawem…

Wzdłuż drogi nr 219 (dzisiejsza Droga Krajowa nr 7) rosło wiele drzew. Ludzi było tak dużo, że można przypuszczać, iż Marczyński niewiele widział z prawej strony wozu. Opony wozu – i tak mocno zużyte – musiały utrzymać masę przepełnionego autobusu jadącego z ledwością około 60 km/h.

Na drodze nabitego po sufit Autosana pojawiła się wlokąca się niemiłosiernie – jak wynika z relacji świadków – ciężarówka Jelcz. Miarczyński zapewne widział już przystanek Gdańsk Kokoszki, gdy zdecydował się wyprzedzić wolniejszy pojazd. Wersje biegłych i kierowcy znacznie się różniły – Marczyński twierdził, że prędkościomierz pokazywał około 40-45 km/h. Śledczy zaś wskazali, że autobus jechał w tym miejscu około 60 km/h. W tamtym miejscu było ograniczenie do 50 km/h.

Gdy autobus wracał na swój pas, prawa przednia opona pękła. Marczyński nie miał szans utrzymać w drodze przepełnionego wozu. Krzyknął tylko „Ludzie, trzymajcie się…”. Po chwili Autosan został rozerwany przez drzewo, na które wpadł…

Ludzie stojący w przejściu między fotelami nie mieli szans na przeżycie. Drzewo wbiło się w autobus na 4 metry. Kilku pasażerów będących na przednim pomoście, siła uderzenia wyrzuciła przez drzwi. Jak wyglądał Autosan po wypadku można zobaczyć tutaj: https://dziennikbaltycki.pl/najtragiczniejszy-wypadek-autobusu-w-polsce-drzewo-przecielo-pojazd-na-pol-zginely-32-osoby-29-rocznica-wypadku-w-gdansku/ga/c4-16300857/zd/56448419

Akcję ratunkową rozpoczęli kierowcy przejeżdżających samochodów oraz lżej ranni pasażerowie. Wówczas telefony komórkowe nie były powszechne, toteż wezwanie służb ratunkowych zajęło sporo czasu. Do czasu przyjazdu pierwszego zastępu OSP z Żukowa, który był najbliżej miejsca zdarzenia (a na pewno był w stanie dotrzeć tam najszybciej), co nastąpiło po około 20 minutach od zdarzenia, próbowano dostać się do poszkodowanych rozrywając poszycie gołymi rękami albo tym co było w bagażnikach przejeżdżających samochodów.

Na miejscu zginęło 25 osób. Kolejne 7 zmarło w wyniku odniesionych obrażeń w gdańskim szpitalu. Ostatecznym bilansem katastrofy były 32 osoby zabite i 43 ranne. Patrząc na wrak autobusu można by rzec, że prawdziwym cudem jest to, iż w ogóle ktoś to przeżył.

Jerzy Marczyński nigdy nie wrócił za kierownicę autobusu. Również jego prywatne życie całkowicie się posypało. Pół roku po wypadku miał wziąć ślub, jednak narzeczona po tej tragedii go opuściła. Do końca życia był napiętnowany mianem zabójcy mimo że wypadek nie był wyłącznie jego winą, a już na pewno nie został spowodowany celowo. Sąd orzekł wobec niego w 1999 roku karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym i nieumyślne jej spowodowanie. Oberwało się również Mistrzowi Stacji Obsługi i jego przełożonemu – zastępcy dyrektora do spraw technicznych. Za dopuszczenie autobusu do ruchu z niesprawnym ogumieniem dostali odpowiednio rok oraz 10 miesięcy pozbawienia wolności – w obu przypadkach w zawieszeniu na dwa lata.

Marczyński nie poradził sobie z poczuciem winy za wypadek ani też z emocjami bliskich ofiar wypadku. Ból jest zrozumiały, ale mającemu świadomość zdarzenia człowiekowi na pewno nie pomaga wytykanie go palcami ze słowami „Ty morderco”, tak jakby zrobił to celowo. Nie pokazywał się publicznie, znajomi mówili że po tej tragedii stał się wrakiem człowieka. Do końca życia mieszkał z matką, zmarł w 2014 roku. Mówi się, że to jest 33-cia ofiara tego wypadku.

Katastrofa autobusowa pod Gdańskiem była największą tego typu tragedią na polskich drogach. Dziś już tak zatłoczonych autobusów prawie się nie widuje – tabor jest większy, puszczane są tzw. „bisy”, a na skutek rozwoju indywidualnej motoryzacji autobusami jeździ znacznie mniej osób niż jeszcze w tamtym czasie. Zdecydowane działania Policji i Inspekcji Transportu Drogowego znacznie poprawiły też stan techniczny pojazdów przewożących pasażerów, choć nadal zdarzają się kombinatorzy, którzy na widok Policji czy ITD uciekają w boczne ulice albo nie podejmują zleceń…

Na koniec dane w liczbach i lista ofiar wzięta z obelisku w miejscu katastrofy:
Data i godzina: 02 V 1994, około 19:00
Miejsce: Gdańsk – Kokoszki
Rodzaj zdarzenia: katastrofa w ruchu lądowym – czołowe uderzenie w drzewo na skutek przebicia opony
Zabici: 32 (25 zginęło na miejscu, 7 zmarło w szpitalach w wyniku obrażeń)
Ranni: 43

Lista ofiar:

Teresa Bobkowska
Alojzy Bobkowski
Joanna Ciereniewicz
Gabriela Dzierbanowicz
Henryk Dzierbanowicz
Aleksandra Ilnicka
Zbigniew Iwanowicz
Jerzy Jarocki
Sebastian Jasiński
Maciej Jurkowski
Władysław Kitowski
Alfons Klinkosz
Maria Kobiela
Apolonia Kurczewska
Dominika Kwidzińska
Józef Landowski
Kazimierz Leszkowski
Marek Mach
Małgorzata Michalczewska
Helena Mielewczyk
Wiktoria Pędłowska
Mieczysław Pędłowski
Ryszard Pioch
Barbara Piotrowicz
Jarosław Richert
Andrzej Sobiegraj
Lucyna Sobiegraj
Magdalena Szutenberg
Zdzisław Szutenberg
Agnieszka Urbanowicz
Joanna Zegarowska
Barbara Żurawska-Czupa
(umownie) Jerzy Miarczyński (zmarł w 2014 roku

O autorze

Urodzony w Jeleniej Górze, obecnie mieszkający na Pomorzu. Komunikacją miejską interesuję się od wczesnego dzieciństwa, ale moim "konikiem" są pociągi i mojego autorstwa najczęściej będą artykuły związane z żelaznymi drogami i taborem tam kursującym.